8 maja 1982 roku opuścił nas Gilles Villeneuve

Nikt nie zapomniał o „Małym Księciu” F1, którego zbyt krótka kariera uderzyła wielu ludzi. Gilles stracił życie w Zolder 38 lat temu, a jego przyjaciel, dziennikarz Christian Tortora, niczego nie zapomniał.

opublikowany 08/05/2020 à 10:14

Pierre Tassel

0 Zobacz komentarze)

8 maja 1982 roku opuścił nas Gilles Villeneuve

Od początku weekendu w drużynie dało się wyczuć napięcie Stabilny Ferrari. Dwa tygodnie wcześniej podczas Grand Prix San Marino w Imola Didier Pironi dopuścił się rzeczy nieodwracalnej w oczach przyjaciela Gillesa Villeneuve’a.

Podczas gdy dwaj przyjaciele wygrali wyścig, a na stojaku widniał dla nich znak „zwolnij” (po francusku „zwolnij”, przyp. red.), ponieważ obojgu groziło wyczerpanie się paliwa, Francuz zignorował tę instrukcję i wyprzedził swojego kanadyjskiego przyjaciela. Potem nastąpiła zacięta bitwa, która zakończyła się ostatecznym wyprzedzeniem Habów.

W najbliższą sobotę, 8 maja w Zolder, podczas sesji kwalifikacyjnej, gdy Quebecer zobaczy, że Pironi po poprawie swojego czasu dał z siebie wszystko, krew w nim tylko się gotuje i prosi o powrót na tor.

„Nie dałby rady, zwierzył się po latach Mauro Forghieri, ówczesny dyrektor techniczny. Jego opony były martwe! Zanim znowu wyruszył z tą straszliwą determinacją w oczach, powiedziałem mu: „Ale co robisz? Zachowaj spokój ! » Nie słuchał. »

Poprzedzający go na torze Marsz Mszy Jochena przygotowuje się do powrotu na swoje stoisko. Niemiec, wówczas w zwolnionym tempie, nie chce utrudniać kierowcy Ferrari. Jednak na szczycie wzniesienia zmienia trajektorię, aby oczyścić drogę w chwili, gdy Gilles ma go wyprzedzić z zewnątrz. Wstrząs był straszny i pilot został wyrzucony z kokpitu.

Na padoku jest ktoś bliski Gillesowi Villeneuve’owi: dziennikarz Christian Tortora, który wówczas pracował w kanadyjskim radiu CKAC. „Nagle wszystko ucichło, powiedział nam telefonicznie z Montrealu, gdzie jest przetrzymywany.

Ani najlżejszego odgłosu silnika, ani najlżejszego dźwięku wydobywającego się z głośników. Absolutna cisza! Wyczuwając coś poważnego, pobiegłem do sali prasowej, gdzie w kółko odtwarzały się obrazy wypadku. To był Gilles!

 Od razu udałem się na stoisko Ferrari. – Pironi zdejmował hełm – kontynuował. Kiedy mnie zobaczył, podszedł do mnie i powiedział: „To poważna sprawa! „. Wróciłem do pokoju prasowego, nie wiedząc, co robić.

Zanim ogłosiłem całemu krajowi, że Gilles miał właśnie bardzo poważny wypadek, musiałem zadzwonić do jego rodziców. Byłem jedynym łącznikiem, jaki ich łączyło z synem w Zolder, ponieważ jego żona Joann pozostała w Monako z dziećmi.

Zadzwoniłam do Georgette, żeby jej powiedzieć, że Gilles został przeniesiony do szpitala, że ​​sprawa jest poważna i że oddzwonię trochę później! Dokonałem mojej pierwszej interwencji na falach radiowych i wszystko się poskładało. Joann zadzwoniła do mnie i powiedziałem jej o tym, o czym w tamtym momencie nie wiedziałem zbyt wiele.

Wróciłem do Ferrari, gdzie Marco Piccinini (szef zespołu. Przyp. red.) powiedział mi, że został przetransportowany do szpitala w Louvain. Ze względu na powagę odniesionych obrażeń został szybko przeniesiony do Brukseli, dokąd pojechałem.

Potem przybyła Joanna. Zaprowadzono nas do łóżka Gillesa. Nie miał ani jednego zadrapania, ale niestety miał uszkodzony rdzeń kręgowy. Podłączono aparaty oddechowe, serce nadal biło…

Opiekujący się nim belgijski chirurg wiedział, że w Quebecu pracuje jeden z czołowych autorytetów w dziedzinie neurologii na świecie, z którym się skontaktował. Rozmawiali przez telefon przez dwie godziny. W radiu powiedziałem: „Jeśli oni mówią, jest nadzieja! » Był moim przyjacielem, nie chciałam zakładać najgorszego.

Późno, nie wiem, o której godzinie lekarze poprosili Joannę o pozwolenie na odłączenie urządzeń utrzymujących go przy życiu…”

O godzinie 21:12 stwierdzono zgon. „Zbyt zdruzgotana, aby podjąć jakąkolwiek decyzję, Joann wróciła do Monako, a ja zostałem sam, aby dopełnić formalności. kontynuuje mężczyzna, który po latach miał radość, widząc, jak syn dopełnia dzieła ojca i zostaje mistrzem świata.

To było trudne. Musieliśmy wszystko zorganizować, skoordynować wszystko z rządem Kanady w sprawie repatriacji ciała. Uzyskanie wszystkich zezwoleń, jak na przykład zezwolenie na przelot nad francuską przestrzenią powietrzną, które dla przypomnienia podpisał ówczesny Prezydent Republiki François Mitterrand, wymagało czterech dni.

Samolotem był wojskowy Boeing 707. Joann, dzieci – Jacques i Mélanie, Jody Scheckter, Marco Piccinini i ja podróżowaliśmy w pomieszczeniu, które musiało być zarezerwowane dla funkcjonariuszy. Na lotnisku Dorval w Montrealu samolot zatrzymał się w pobliżu bramki 27 nr XNUMX jednomiejscowy przez Gillesa! »

Numer, który 38 lat później pozostaje przypisany do linoskoczka z Quebecu. Liczba, którą FIA powinna rozważyć wycofanie się z wyścigów, aby na zawsze pozostała jej własnością.

0 Zobacz komentarze)