Sabine Kehm: „On (Michael Schumacher) zmienił definicję kierowcy Formuły 1”

Obecna u boku Michaela Schumachera od ponad dwudziestu lat, była dziennikarka, która została menedżerem i powierniczką siedmiokrotnego mistrza świata, dba dziś o zachowanie dziedzictwa Czerwonego Barona, jednocześnie wspierając jej syna Micka w jego karierze.

opublikowany 29/12/2022 à 16:50

Juliena BILLIOTTE

0 Zobacz komentarze)

Sabine Kehm: „On (Michael Schumacher) zmienił definicję kierowcy Formuły 1”

Sabine Kehm w 2017 r. (Fot. Francois Flamand / DPPI)

Czy pamiętasz pierwszy raz, kiedy o tym usłyszałeś? Michael Schumacher ?

Pamiętam to bardzo dobrze. Byłem dziennikarzem sportowym i to był początek sezonu 1994, kiedy Michael zaczął odnosić serię zwycięstw. Jasne, wygrywał już wyścigi, ale w tym roku po raz pierwszy od startu był w czołówce. Stało się jasne, że może zostać pretendentem do tytułu. Było to wówczas niespotykane w Niemczech, ponieważ nigdy wcześniej nie mieliśmy kierowcy zdolnego do rywalizacji w mistrzostwach. pracowałem dla Świat (jeden z trzech największych niemieckich dzienników. Przyp. red.), w którym dział Sport skupiał się na naprawdę popularnych dyscyplinach. Nasz redaktor zwrócił nam uwagę, że jest taki facet, Michael Schumacher, który może walczyć o tytuł F1, więc powinniśmy zacząć omawiać niektóre rasy. Zapytał, czy ktoś ma ochotę to zrobić, a ja zgłosiłam się na ochotnika, bo postrzegałam to jako wielkie wyzwanie dziennikarskie. Nie wiedziałem nic o F1. Miałem większą wiedzę na temat tenisa, piłki nożnej i igrzysk olimpijskich. Pomyślałem, że to moja szansa, aby dostać się do drzwi i wyrobić sobie markę w nowym sporcie. Wszyscy moi koledzy mieli ugruntowaną pozycję w swoich dyscyplinach, a ja byłam trochę jak młoda dziewczyna, która chciała mieć własną. Miałem jechać do Imoli na swój pierwszy wyścig. Z jakiegoś powodu, którego nie pamiętam, ostatecznie nie mogłem pojechać. I szczerze, czuję ulgę (śmierć Ayrtona Senny. Nota redaktora). Pierwszym wyścigiem, w którym brałem udział i podczas którego poznałem Michaela, było Grand Prix Niemiec w 1994 roku.

Jak w tamtym czasie postrzegano F1 w Niemczech?

Nie cieszyła się zbyt dobrą reputacją. Uważano go za szalony sport i nie miał zbyt wielu fanów. Jasne, niektórzy uwielbiali ten sport, ale wielu nie znało zbyt dobrze tematu. To nie było częścią sekcji Daily Sports. Byli oczywiście korespondenci z publikacji specjalistycznych, takich jak Michael Schmidt czy Mathias Brunner, ale jeśli chodzi o publikacje ogólne, nie było ich wielu… lub nawet nikogo. F1 była postrzegana jako trochę dziwny sport, w którym ludzie robili swoje, a czasem popełniali samobójstwo. Wraz z Michaelem wszystko się zmieniło. Po prostu kogoś brakowało. Oczywiście, mieliśmy Stefana Bellofa, ale jego kariera była zbyt krótka (śmierć na 1000 km Spa w 1985 r. Nota redaktora), Wolfgang von Trips także (zginął podczas GP Włoch w 1961 r., prowadząc mistrzostwa świata F1. Nota redaktora). Gdyby zdobył tytuł, być może wszystko potoczyłoby się inaczej. Nigdy tak naprawdę nie mieliśmy sylwetki do uprawiania sportu.

Sabine Kehm u boku Jeana Todta podczas wprowadzenia Michaela Schumachera do Galerii sław FIA F1 / © DPPI

Jak przedostałeś się na drugą stronę bariery?

W 1999 r., kiedy Michael złamał nogę na Silverstone, presja w Ferrari była bardzo duża po przegranych finałach w 1997 i 1998 r. W tamtym czasie za kontakty Michaela z prasą odpowiadał Heiner Buchinger. Znałem go bardzo dobrze. Miał dużą wiedzę na temat sportu, ale czasami był dość przebiegły. Doszło do tego wypadku, po którym nastąpiła wielka kontrowersja między dziennikarzami włoskimi i niemieckimi. Presja stała się zbyt duża, więc Michael na prośbę Ferrari musiał rozstać się z Heinerem. Bo mieli wrażenie, że niemieckie media wiedziały znacznie więcej niż Włosi. Uznali tę sytuację za niedopuszczalną. Następnie Michael podszedł do mnie za kulisami. Ferrari chciało stamtąd wszystko po swojemu. Michael nie miał nic przeciwko współpracy z działem komunikacji Stabilnyoczywiście, ale chciał mieć swojego osobistego sekretarza prasowego. Skontaktował się ze mną za pośrednictwem Williego Webera, który był jego menadżerem. Na początku bardzo nie chciałam tego robić, bo byłam szczęśliwa w swojej pracy dziennikarskiej, ale powiedziałam sobie: „ Michael Schumacher jest taką postacią i to jest okazja, aby odkryć kulisy „. Pojechałem tam, mówiąc sobie, że będę to robił przez 2-3 lata. To czas na zdobycie dużej wiedzy o tym sporcie, a potem przejście do czegoś innego. Prawdopodobnie była to nieco naiwna wizja. Zacząłem pracować dla Michaela w 2000 roku. Miałem z nim bezpośredni kontrakt. Willi chciał, żebym pracował dla jego struktury, ale ja nie chciałem. Moje stanowisko brzmiało „Doradca ds. mediów i relacji z prasą”.

Jak zareagowali Twoi byli koledzy?

To było trochę dziwne, ale miałem tę przewagę, że wiedziałem, czego potrzebują dziennikarze. I wiedziałem, czego Heiner tak naprawdę nie proponował. Na przykład zacząłem wszystko nagrywać. Nikt tego wówczas nie robił. Michael rozmawiał z telewizją, a następnie z dziennikarzami mediów drukowanych. Zacząłem nagrywać jego słowa w telewizji. Następnie zebrałem włoskie media i przetłumaczyłem jego słowa na niemiecki. Wiedziałem, że Włosi muszą dużo pisać o Ferrari. A jeśli nie mają nic do powiedzenia, haftują. Powiedziałem sobie więc, że dam im jak najwięcej treści, bez konieczności wymyślania. W ten sposób udało mi się uspokoić napięcia pomiędzy Włochami i Niemcami, gdyż mieli oni dostęp do tych samych informacji. To ostatecznie przekonało Ferrari, że jestem przydatny. Na początku nie chcieli o mnie słyszeć. Mogliśmy im pokazać, że Michael i ja chcemy być częścią zespołu i pomagać im, zamiast przebywać w innym obozie. Myślę, że system się sprawdził. Dziennikarze zrozumieli, że mogą zyskać wszystko. Nawet gdy powiedziałem im, że nie, przynajmniej mieli odpowiedź i wiedzieli, że zrobiłem wszystko, żeby coś dostać. Nadal próbowałem znaleźć rozwiązanie.

Jak poradziłeś sobie z niezliczonymi prośbami?

To był naprawdę całkowicie szalony czas. Michael był zawsze w centrum uwagi. Kiedy oczywiście wygrywał, ale kiedy też przegrywał. W porównaniu do teraz mam wrażenie, że było to dziesięć razy intensywniejsze. Michael nigdy nie mógłby chodzić po padoku. Pamiętam wyścigi, w których jechaliśmy kamperem Ferrari, a Michael musiał przejść przez padok, aby dostać się do garażu, cóż, musieliśmy zaplanować, jak zabrać go do samochodu. Było tak wielu ludzi. Ochroniarze wysyłali mnie najpierw, bo mówili, że fani nie będą znęcali się nad kobietą. A ja im odpowiedziałem: „ Oni to robią! "(śmiech). To było szalone, bardzo energochłonne. To pozwoliło mi zrozumieć, dlaczego Michael musiał być taki powściągliwy, zamknięty, jak powiedzieliby niektórzy. Jeśli zaczniesz się trochę otwierać, stracisz koncentrację. Jednak był poszukiwany ze wszystkich stron. Zawsze ktoś o coś prosił. To był naprawdę wyjątkowy czas. Ale na każdym poziomie, bo sukcesów było mnóstwo.

Czy uważasz, że Schumacher zrewolucjonizował swój sport?

Tak, wierzę w to. Ustanowił nowe standardy. Zmienił definicję kierowcy Formuły 1. Zrozumiał, że to wykracza daleko poza sam fakt dobrych występów na torze. Próbował udoskonalić, zoptymalizować najdrobniejsze szczegóły, dostosować wszystko, czy to zespół, kask, czy rękawiczki. Rozumiał lepiej niż ktokolwiek inny, że F1 to kompletny pakiet. Trzeba zarządzać sponsorami, mediami itp. Zlecając tę ​​część mnie, pozwoliło mu to mieć jak najwięcej energii na skupienie się na ważnych obszarach.

Cierpiał na zimny obraz. Jak próbowałeś zmienić to postrzeganie?

Częścią mojej pracy było wyjaśnianie mediom, kto stoi za pilotem. Bo on sam tak naprawdę tego nie chciał. I nie miał czasu. Miał inne priorytety. Starałem się też, aby pojawiło się to w mediach bardziej ogólnych, które wówczas nie były tym specjalnie zainteresowane. Ponieważ te magazyny i publikacje czytają liderzy opinii politycznej i społecznej. Właśnie to próbowałem zrobić i chyba mi się udało. Nie chcę powiedzieć, że byłem pierwszy czy jedyny, ale starałem się wydobyć jego osobowość.

Pewne zdarzenia zszargany jego reputację. Jak ich doświadczyłeś i jak sobie z nimi poradziłeś?

Bardzo dobrze pamiętam finał z 1997 r. (starcie z Jacques’em Villeneuve’em w Jerez, co doprowadzi do jego wykluczenia z mistrzostw. Nota wydawcy), ponieważ tam byłem i byłem naprawdę zły na Michaela. To było nie do zniesienia, nie tyle sam gest, bo przecież rozmawialiśmy o występie w mistrzostwach świata. Do dziś czuję, że muszę spróbować wszystkiego. Ponieważ masz za sobą cały zespół. Byliby rozczarowani, że nie spróbowałeś. Ale sposób, w jaki sobie potem radził, był naprawdę zły. Bardzo go za to krytykowałem. Pamiętam, jak niektórzy z moich kolegów mówili mi: „ Jeśli tak napiszesz, to nie będziesz chciała już nigdy z nim rozmawiać? » Ale naprawdę się nakręciłem. Wrócił do swojego samochodu kempingowego i nie potrafił się wytłumaczyć. To nie było fajne. Jeśli weźmiemy przykład z 2006 r. (podczas kwalifikacji do GP Monako ze słynnym incydentem w Rascasse. Przyp. red.) przydały mi się doświadczenia roku 1997. Wiedziałem, że ważne jest, aby wysiąść z samochodu kempingowego i wytłumaczyć się lub przynajmniej powiedzieć, co myślisz. Walczyłem o to, żeby pojechał i pojawił się przed prasą. Ferrari nie chciało. Oni powiedzieli : " Jesteśmy Ferrari, nie musimy tego robić. To może tylko zaszkodzić Michaelowi. Zostanie ukrzyżowany przez media „. Naprawdę bardzo się starałam, żeby poszedł do dziennikarzy. Toczyła się wielka wewnętrzna walka i wieczorem ostatecznie się zgodził. To było naprawdę skomplikowane.

Ta ciemna strona przypomina nam, że pozostaje człowiekiem ze swoimi wadami...

Michael chciał wygrać za wszelką cenę. Był zawziętym i zawziętym konkurentem. Uwielbiał walczyć o zwycięstwo. To jeden z powodów, dla których był taki dobry. Michael brał udział w wielu walkach o tytuł, ale dla mnie jest to bardziej skomplikowane niż walka o zwycięstwo w Grand Prix czy wyprzedzenie. Jeśli wszystko sprowadza się do jednego wyścigu, ostatniego, jestem przekonany, że nie wszyscy kierowcy musieliby koniecznie podjąć właściwą decyzję. Ponieważ presja jest znacznie większa. Był bardzo silnym człowiekiem i sportowcem, ale miał wątpliwości. Nigdy nie był do końca pewien, czy zawsze jest wystarczająco dobry. Wciąż musiał przekonać samego siebie, że nadal jest w grze. Na początku każdego sezonu, pod koniec zimy, mówił sobie: „ Mam nadzieję, że nadal trzymam rytm „. Dlatego też był taki silny. Zadawał sobie pytania i nieustannie pracował. Widać było, że Michael pochodził ze skromnego pochodzenia. W młodości musiał bardzo ciężko walczyć, aby osiągnąć to, co osiągnął. Nie mógł sobie pozwolić na odpuszczenie, bo wiedział, że historia się zakończy. To poczucie, że musi zwyciężyć, aby móc ruszyć dalej, było w nim głęboko zakorzenione. Zawdzięczał to ludziom, którzy finansowali jego karierę. Musiał im się odwdzięczyć zwycięstwem.

Czy uważasz, że został źle zrozumiany, jak to bywa z wieloma wielkimi mistrzami?

Kiedy opisywano go jako zwycięską maszynę, kogoś aroganckiego, było to wyraźnie nieporozumienie. Nie jestem jednak pewien, czy wiele osób nadal tak myślało pod koniec jego kariery. O wiele więcej osób zrozumiało, że ma bardzo miłą stronę. Każdy, kto miałby okazję z nim pracować, nigdy nie powiedziałby, że jest arogancki, bo tak nie było. Był bardzo szanowaną osobą. Szanował ludzi za ich wiedzę, wiedzę i umiejętności.

Sabine Kehm podczas powrotu Michaela Schumachera z Mercedes w 2010 / © DPPI

Czy w Mercedesie był bardziej zrelaksowany?

Najwyraźniej tak było, ponieważ opuścił F1 (w 2006 roku) i całkowicie naładował akumulatory. Nigdy nie powinieneś lekceważyć tego, ile kosztuje Cię zarobienie tak dużej kwoty. W latach 1994-2006 niemal co roku ubiegał się o tytuł! To takie wymagające. Był naprawdę zmęczony i wrócił z pełnymi bateriami (w 2010 roku). Bądźmy szczerzy, już po pierwszym teście było oczywiste, że nie będzie walczył o mistrzostwo. Wiedział, że to będzie zupełnie inny rok. Mógł sobie pozwolić na inne podejście. Był też starszy. Podczas przerwy zrozumiał, że mógłby być bardziej otwarty, nie tracąc przy tym koncentracji. Wcześniej myślał, że jeśli się otworzy, coś straci. I nigdy nie próbował postąpić inaczej, bo wszystko wydarzyło się tak szybko. Szybko znalazł się w walce o tytuł. Powiedział wyraźnie: „ Gdybym wiedział to, co wiem teraz, mógłbym otworzyć się wcześniej, bo rozumiem, że nie ma to wpływu na moją koncentrację ".

Czy nie bał się zszargania swojej reputacji?

To był najwyraźniej punkt dyskusji, ponieważ było oczywiste, że podejmuje ryzyko, ale wiedział o tym. Jego decyzja o powrocie jest odpowiedzią na twoje pytanie. Wiedział, że ten temat się pojawi, ale nie obchodziło go to. Bardzo kochał F1. Wiele osób powiedziało: „ Jest za stary, stracił czucie itp.. „. Ale go to nie obchodziło. Myśleliśmy o tym, rozmawialiśmy o tym. Oczywiście padło pytanie typu: „ Mam wracać czy nie? „. Widzieliśmy jednak, że tego chciał. Kochał sport i latanie.

Czy bawił się lepiej?

W Ferrari miał więcej frajdy, ponieważ mógł poprowadzić samochód do granic możliwości. Za czasów Mercedesa były te nowe opony... Nie miał wrażenia, że ​​jest w stanie pojechać samochodem na absolutnym limicie, bo był taki aspekt zarządzania gumą. Więc nie miał już nic do zabawy. A potem największą radość daje walka i zwycięstwo, ale w Mercedesie tak nie było. To były inne czasy i podejście. Michael to także ktoś, dla kogo kolektyw jest bardzo ważny. Kiedy zrozumiał, że nie chodzi już o zwycięstwo, ale o zbudowanie czegoś, rzucił się w wir pracy i czerpał ogromną przyjemność z tego nowego wyzwania. Lubił spędzać czas z zespołem, szukając wszędzie drobnych ulepszeń.

Czy dzisiaj ludzie jeszcze bardziej doceniają to, czego Schumacher osiągnął podczas swojej kariery?

Myślę, że tak. Ludzie zdają sobie sprawę, że to był wspaniały czas, że mieli szansę przeżyć niesamowite chwile. Mogli wówczas sobie powiedzieć: „ Oh ! To nudne, on cały czas wygrywa „. Ale zawsze miałam wrażenie, że jesteśmy świadkami piękna doskonałości. Jeśli sportowiec potrafi uprawiać swój sport na tym poziomie, oglądanie tego to czysta przyjemność. To obowiązuje we wszystkich dyscyplinach sportowych. To jak oglądanie Rogera Federera podczas gry w tenisa: to jest takie piękne. Michael był taki sam w swoich czasach.

Przyjaciółka i bliska przyjaciółka rodziny siedmiokrotnej mistrzyni świata Sabine Kehm towarzyszy jej synowi Mickowi od jego pierwszych kroków / © DPPI

Jak skomplikowane jest dla Micka podążanie śladami swojego znamienitego ojca?

To niewątpliwie bardzo trudne, ale jednocześnie wiedział o tym od chwili, gdy zdecydował się kontynuować karierę. Nie ma w tym nic dziwnego, on kocha ten sport. Zawsze będzie to dla niego trudne. Ale całkowicie akceptuje to, co robił Michael i jest naprawdę dumny ze swojego rekordu, więc nie przekłada się to na złą presję. To po prostu pozytywny impuls.

Jaka jest twoja rola wobec niego?

On jest inny. Z Michaelem jesteśmy z tego samego pokolenia. Nie powinniśmy także lekceważyć zaangażowania i wpływu jego matki Corinny. Ona mu bardzo pomaga. Moja rola jest bardziej w tle. Pomagałem, gdy byłem potrzebny. To wspólny wysiłek.

Prowadzisz także fundację Keep Fighting, powołaną po wypadku Michaela: na czym ona polega?

Nadal pracuję z Michaelem. Widzę swoją rolę jako kogoś, kto musi dbać o swoje dziedzictwo i swoich fanów. Rodzina chce, żeby wiedzieli, jak bardzo doceniamy to, że cieszą się ze wszystkiego, co osiągnął Michael. Dlatego staramy się udostępniać im prywatne kolekcje poprzez aplikację mobilną (zwłaszcza wystawa w Motorworld w Kolonii. Nota redaktora). To projekty, które nadzorowałem i jestem z nich dumny. Jeśli chodzi o Fundację, to jest to dość podobne podejście. Po wypadku otrzymaliśmy wiele wyrazów współczucia. Nie masz pojęcia. Nie mogliśmy sobie poradzić. W pewnym momencie zastanawialiśmy się, co możemy zrobić. Fani utworzyli ten hashtag #KeepFightingMichael. Przesłanie jest wzruszające i odzwierciedla stan umysłu Michaela. Powiedzieliśmy sobie, że musimy dać im coś w zamian, bo nie jesteśmy w stanie indywidualnie odpowiedzieć na wszystkie wiadomości. Michael był bardzo zaangażowany w działalność charytatywną, a ja towarzyszyłam mu w tych działaniach, więc wiedziałam, co by zrobił. Budujemy także projekty, podpisujemy umowy licencyjne i przekazujemy pieniądze na cele promujące bezpieczeństwo. Niedawno przekazaliśmy FIA 5000 kasków. Przekazujemy także datki na badania mózgu. Krótko mówiąc, kontynuujemy działalność charytatywną Michaela.

Wywiad przeprowadzony w lipcu 2021 r. można znaleźć w naszym Kolekcjonerze Schumacher wydanym 15 września 2021 r. oraz dostępne w naszym sklepie internetowym.

Juliena BILLIOTTE

Zastępca redaktora naczelnego AUTOhebdo. Pióro zanurzone w żółci.

0 Zobacz komentarze)

Aby przeczytać także

komentarze

*Przestrzeń zarezerwowana dla zalogowanych użytkowników. Proszę vous connecter aby móc odpowiedzieć lub opublikować komentarz!

0 Uwagi)

Aby napisać komentarz