Sebastian Vettel nie chciał, aby kierowane do niego gwizdki na podium Marina Bay po tym, jak lider mistrzostw zdominował Grand Prix Singapuru głową i ramionami. Trzykrotnemu mistrzowi świata przybyło kilka osobistości z padoku, podkreślając wyjątkową jazdę Niemca, który poruszał się w innym tempie niż reszta peletonu. Jednak wielokrotny zwycięzca sezonu wolał podkreślać zagęszczenie kibiców Stabilny Ferrari.
Pilot Red Bull Racing powrócił do rozczarowania opinii publicznej w „Sport Bild”, podkreślając, że takie sytuacje mają miejsce w innych dyscyplinach sportowych. „Jeśli wyścigi są Twoją pasją i masz ulubionego kierowcę, wspieranie go jest rzeczą normalną. Oznacza to również, że jesteś przeciwko jego przeciwnikom. Moge z tym zyc. Dla mnie sprawa jest prosta: jeśli będę na stadionie piłkarskim i decyzja sędziego będzie sprzeczna z interesem mojej drużyny, to dołączę do grupy i też nazwiem go idiotą. To nic osobistego. Nauczyłam się, że nie jestem w stanie zadowolić wszystkich. Jeśli podpiszę 100 autografów, 101., który będzie czekać, będzie wściekły, to fakt. To, co robimy, nie ma znaczenia. Najważniejsze to być ze sobą szczerym i móc iść spać z czystym sumieniem. »
Zapoznaj się z analizą Grand Prix Singapuru przeprowadzoną przez naszych specjalnych korespondentów w numerze 1928 AUTOhebdo, dostępną teraz w wersji cyfrowej na wszystkich platformach i w kioskach.
komentarze
*Przestrzeń zarezerwowana dla zalogowanych użytkowników. Proszę vous connecter aby móc odpowiedzieć lub opublikować komentarz!
0 Uwagi)
Aby napisać komentarz
0 Zobacz komentarze)